Nie jest naszą własnością. Nie jest też w stanie stanowić o sobie samym, nie może być samodzielną istotą.
Możemy wymagać od niego wiele, ale jak każdy człowiek ma ono swoją określoną wytrzymałość.
Wychodzą mu zęby – mam wrażenie, że wszystkie na raz. Płacze, złości się, jego nerwy wywołują moje nerwy. Ciągle coś mu się nie podoba. Bułka jest albo za miękka albo za twarda. Poduszka jest albo za ciepła albo nie w tą stronę. Smoczek, dentinox ani leki przeciwbólowe nic nie dają. Moje najszczersze chęci są sponiewierane, skopane a moja świadomość błaga o odrobinę ludzkiego podejścia. On tego nie rozumie bo jedyną formą jego komunikacji ze mną jest płacz lub śmiech. Póki nie zacznie mówić, lub porozumiewać się za pomocą innych gestów niż kopanie nogami nie mam zbytniego pola manewru.
Coraz częściej słyszymy o rodzicach mordujących lub katujących swoje dzieci – bo płakało. Może było głodne lub miało mokro? Może potrzebowało przytulenia i ukojenia a oni woleli opróżniać kolejną butelkę pędzonej wódy?
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić dlaczego dorosły człowiek tłucze małe, bezbronne dziecko. Dziecko, którego powierzchnia ciała nie przekracza kawałka torsu dorosłego. Pęknięcia czaszki, połamane kości, wywoływanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu… To nie jest wina środowiska – 'bo tak ich wychowano’. Każdy podobno rodzi się dobry. W naszej naturze głęboko zakorzenione jest dobro. Gdzie te ludzie odruchy?
Nie rodziny a Państwa. Państwa polskiego, które karmi takich ludzi, każdego miesiąca daje im fundusze na utrzymanie ich nałogu na odpowiednim poziomie, nie daje im szans na przerwanie cugu bo… są zasiłki, są pięćsetki, są zapomogi… Dzieci nie widzą na oczy tych pieniędzy za to za miesiąc lub dwa znów usłyszą, że będą mieć 5 lub 6 brata czy siostrę a starzy zacierają ręce bo wpadnie im dodatkowa kasa. Będą mogli palić i pić do woli a dzieciakami zajmie się szkoła bo w końcu od tego jest. Najwyżej ze 3 razy trzeba będzie posprzątać tą melinę bo przyjdzie Kryśka z MOPS-u i niefortunnie trafi na złe warunki po czym odbierze im kasę.
Nie tak dawno rozmawiałam ze znajomą, która pracowałą w ośrodku pomocy rodzinie. Sama stwierdziła, że niektóre sytuacje są kuriozalne – jako pracownicy odbierają dzieci rodzinom uznawanym za niewydolne a osadzają dzieci w rodzinach, które traktują dzieci wyłącznie jak chodzące banknoty. Nie ma miłości, czasu ani zrozumienia. Dzieci zabierane z rodzin żyjących w skrajnej biedzie, ale kochane. Mające matkę i ojca, którzy oddaliby obie nogi i ręce by tylko mieć dzieci przy sobie. Dlaczego to im nie możemy dodać środków, dlaczego to oni nie mogą dostać lokalu zastępczego, dlaczego dzieci muszą być im odebrane?
liczę na to, ze dożyję czasów kiedy z gazet znikną nagłówki o dzieciach w beczkach, puszkach, kontenerach. Kiedy okna życia będą mogły oddawać porzucone życie ludziom, którzy przez wiele lat czekali na nie z pękającym każdego dnia sercem. Musimy jednak sami zacząć budować tą cywilizację słysząc płącz za ścianą, informując odpowiednie służby o zaniedbanych dzieciach lub pomagać w poszukiwaniu wsparcia także finansowego dla tych, którym brakuje go najbardziej.
Nie licz na innych. Oni tego nie zrobią sami. Nikt nie czuje się za tą sytuację odpowiedzialny. Nikogo nie dotyczy to personalnie. Dopiero gdy każdy z nas zacznie dostrzegać te sytuację – zapoczątkowana zostanie lawina zmian.