Nie wiem kto, nie wiem jak i nie wiem kiedy podesłał mi link do wydarzenia – Kobbieciarnia – Mamy brzuszek!
Kliknęłam, ale się nie dostałam za pierwszym razem, bo przecież wszystko było ważniejsze niż wzięcie byka za rogi.
I kolejny raz… a co powiedzą ludzie? Czy się odważę? Niby to nic. Kawałek ciała. Mojego ciała. Mojego ciała, które rozciągało się i kurczyło już kilkukrotnie. Bez ćwiczeń, ujędrniania i bez trenera personalnego.
Po pierwszej ciąży pogodziłam się, że moja ‘fałdzia’ pozostanie ze mną na długo. Nie ćwiczę – bo nie lubię. Brakuje mi czasu na zwykłe czynności lub na oglądnięcie wiadomości.
Tak, wiem że to korzystne dla zdrowia, funkcjonowania organizmu, psychiki i tak dalej i tak dalej…
Traktuję jednak ten wygląd jako stan przejściowy.
Zanim dostałam kolejną szansę by wziąć udział w sesji mam brzuszek, przeglądnęłam sporo stron internetowych z zagranicznymi sesjami zdjęciowymi pokazujące ciało matki po ciąży.
Nic nadzwyczajnego. Brzuch zaorany rozstępami, czasem gładki, czasem wiszący a czasem płaski – jedynie z blizną po cesarce. Bez względu na to jak wyglądały modelki sporo osób zarzucało im to, że obżerały się do granic przyzwoitości, nie dbały o siebie i pewnie już przed ciążą ważyły sporo ponad normę.
Ja nie zwracałam uwagi na wagę. Patrzyłam na zdjęcia i widziałam ciało, które trochę przeszło.
Pokazać to komukolwiek obcemu to spore wyzwanie. To nie jest ekshibicjonizm. To chęć pokazania innym kobietom tego, że też jesteśmy jak one.
Takie pomachanie ręką z tłumu, gdzie przynajmniej 60% nosi oversize, mimo że pupa wchodzi spokojnie w rozmiar 38. Macham wam w tym tłumie i widzę, że jest nas mnóstwo.
Akcja dla mnie nie ma być czymś co daje magazynowi dużo lajków bo robią coś amerykańskiego, coś co daje rozgłos i fejm.
Ta akcja ma dotrzeć do zwykłej Kryśki czy Hanki, która nigdy nie powie głośno o tym, że nie stać jej na plastykę brzucha za dziesięć tysięcy ani na karnet na siłownie za dwie stówy. Te linki, zdjęcia , relacje i artykuły mają spowodować, że do głowy tej wspomnianej Kryśki i Hanki dotrze impuls, który poprawi jej samopoczucie i pozwoli jej zobaczyć, że nie jest sama.
Jest nas sporo drogie Panie.
To samo nie zniknie, trzeba włożyć w to trochę pracy i poświęcenia, ale do tego czasu wiedzcie – jest nas więcej.
Sesje wykonane były przez profesjonalnych fotografów, akcja dograna przez organizatorkę Dagmarę Jagodzińską a naszą sesję o piękne folkowe turbany wzbogacił butik Loft13.
Nie. Nie mam się czego wstydzić. Nie świeciłam gołym tyłkiem, nie pokazywałam niczego co byłoby gorszące. Jeśli Cię to gorszy – nie patrz. Dla mnie to przełamanie swoich obaw, walka z niedoskonałościami. Świat nie składa się z ludzi, którzy są Kenem i Barbie .
Nie każda matka po porodzie spuszcza powietrze z brzucha i waży 40 kilo. Nie każda z nas jest celebrytką, którą po tygodniu od porodu zajmuje się sztab trenerów i chirurgów. Jesteśmy zwyczajne. Mamy przeciętne zarobki i spore ograniczenia czasowe. Mamy też trochę czasu by dojść do siebie.
Myślę, że każdej z nas przydałaby się taka sesja. Choćby po to by zobaczyć jak wyglądamy w rzeczywistości. Zwykle patrząc w lustro widzimy się nieco inaczej niż widzą nas inni. Stanięcie przed obiektywem to wyzwanie. Nie wiesz co zrobić z rękami, co pokazać a co zakryć.
Jeśli trafisz na fajnego fotografa – pomoże Ci się rozluźnić, pokaże że nawet najgorsza blizna może stać się cienką linią na wielkim obrazie naszego życia.
Jestem bogatsza o nowe doświadczenie. Bogatsza o nową informację. Nie jestem sama. Jest nas więcej!
Dziękuję Kobbieciarni, Pani fotograf Lidii Polok ze studia Limon i niewielkiej ciałem ale ogromnej duchem – Dagmarze Jagodzińskiej!